wtorek, 18 października 2016

Rozdział 11.


10 minut później
Dom Colinsów
Alice

-Carlise jesteś,dzięki Bogu.-Kiedy przybyliśmy na miejsce Bella już na nas czekała przed domem. Carlise miał rację była bardzo zdenerwowana i "zapłakana".
-Bello co się stało?Ktoś was zaatakował?-Zaniepokoiła się mama i chciała objąć Belle, ale ta się nie dała.
-Esme nie wiem.  - Powiedziała zrezygnowana,a potem zwróciła się do naszego taty. - Jesteś lekarzem tylko do ciebie mogłam zadzwonić,musisz jej pomóc.
-Dobrze uspokój się,pomóc komu?
-Nessie.
-Okey,gdzie ona jest?
-W swoim pokoju.Tędy.-Bella wprowadziła nas do domu,od wejścia można było poczuć dziwną atmosferę.Zupełnie jak na jakiejś stypie.
Kiedy byliśmy w salonie ze schodów zbiegła jej nowa siostra.
-Co oni wszyscy tu robią?-Z jej gardła wydobył się warkot, spojrzała na nas gniewnym wyrokiem. Jak na komendę wszyscy w ciągu sekundy byli w gotowości do ataku.Czuć było, że atmosfera robi się strasznie napięta, co tu się dzieje?
-Mel błagam nie teraz.-Powiedziała Sophia, która właśnie wychodziła z kuchni.
-Doktorek wchodzi reszta czeka w salonie,jasne?-Powiedziała wampirzyca - Mel.
-Kim tym jesteś żeby mi rozkazywać?-Wściekła się Rose. Widać,że i mojej siostrze się udzielają nerwy.
-Rose.Mel!-Krzyknęłyśmy wspólnie z Bella, aby uspokoić nasze siostry.
-Dziękuje.-Powiedziała Bella kiedy wszyscy uspokoili się.
-Bello zanim zobaczę Nessie mógłbym się dowiedzieć dokładnie,dlaczego mnie wezwałaś?
-Właśnie wampiry nie chorują.-Powiedział poważnie Emmett, a to mu się często nie zdarza.
-Rzecz w tym Emmett,że Nessie chyba nie jest jednym z nas,mam rację?-Powiedział Jasper. Co?Ale jak to? Co mnie ominęło? Dobrze,że mój chłopak jest często widzi szczegóły,które nam umykają.
-Tak Jazz,masz rację.-W momencie potwierdzenia informacji przez Belle, myślałam że zemdleje. Chwila ja jestem wampirem. Ahh czasami o tym zapominam.
-Jak nie jest wampirem,to kim? Przecież nie czuć od niej człowiekiem.-Powiedziała już spokojna Rose.
-Nessie jest...-Zaczęła Sophia, ale przerwała jej Mel.
-W połowie wampirem,a w połowie człowiekiem. Zdarza się,że ma kaszel,czy katar,ale nigdy nie chorował tak bardzo. Dlatego Bella pomyślała o tobie.
-To ni-e nie możliwe.Jak to?-Powiedziałam, wszyscy byliśmy w szoku.Nikt taki nie powinien nawet istnieć.
-Wszystko wyjaśnimy później.-Powiedział stając obok nas Alex,który wcześniej spokojnie siedział na kanapie.-A teraz błagam ratuj moją córkę.
-Racja już idę.-Tata ruszył od razu na górę, a Bella za nim.Co się tutaj dzieje????!!!
Po zniknięciu wyżej wspomnianych członków naszych rodzin,wszyscy umilkli. Nie wiem co myśleli inni,ale w mojej głowie panował istny chaos. Nie wiedziałam,co robić,myśleć,a tym bardziej mówić. Długo zastanawiałam się,jak zacząć temat i rozluźnić chociaż odrobinę panującą teraz nerwową atmosferę. 
-Nadal nie mogę tego pojąć. - Powiedziałam po chwili na głos.

-Rozumiem cię Alice,zapewne jesteście w szoku. Obiecuję,że jak tylko opanujemy sytuację, wyjaśnimy wam kilka spraw. - Powiedziała Sophia i uśmiechnęła się do nas. Chciała nas jakoś podnieść na duchu. Ciekawa jestem wielu rzeczy w tym momencie,ale jedna nie daje mi spokoju. Co łączy Belle z Nessie? Z całej rodziny Colins to właśnie Bella zdaje się  być najbardziej poruszona tą sytuacją. Widać,że wszyscy to przeżywają,ale to właśnie Bells wygląda,jakby miała zaraz eksplodować z nerwów. Gdyby była człowiekiem,to już dawno by zemdlała. No cóż wydaje mi się,że na wyjaśnienia trochę jeszcze poczekamy. Mam nadzieję,że dziewczyna szybko wróci do zdrowia.
-To może w międzyczasie usiądziemy,porozmawiamy i trochę się uspokoimy? - Powiedziała Olivia, wymieniłam kilka spojrzeń z moją rodziną,a następnie ruszyliśmy w kierunku kanapy. Ja wraz z dziewczynami i Emmettem usiedliśmy,jednakże reszta nie chciała, Stanęli za nami i uważnie słuchali, zapewne chcąc usłyszeć co się dzieje na górze.
Rodzina Colinsów o to zadbała,ponieważ z kuchni oraz z góry dało się słyszeć radio i zakłócenia z telewizora.Uniemożliwiało nam to podsłuchiwanie sytuacji powyżej.


***********************************************************************************

Nessie


  Od kilku godzin mam totalny mętlik w głowie. Nikt nie ma pojęcia co się ze mną dzieję.Nawet ja,a właściwie zwłaszcza ja! Czuję się jak jakiś kosmita we własnym ciele. Kiedy coś niezrozumiałego stanie się wampirowi,albo tym bardziej złapie go przeziębienie,wiedzcie,że oznacza to kłopoty. Bardzo się boje nie tylko o siebie,ale o całą moją rodzinę.Wiem,że aby ratować mnie nie cofnęliby się nawet przed zawarciem paktu z diabłem,a nawet jeden już mają na koncie.
A dokładniej to -zaraz po moich narodzinach Bella dogadała się z Aro i jego braćmi,którzy na początku pragnęli mojej śmierci. A dlaczego tego chcieli? No bo przecież takie małe słodkie dziecko jak ja, jest dla nich zagrożeniem. No błagam!
Jeden warunek dotyczył również rodziny Cullenów. A dokładnie chodzi o to,że tak długo jak jest to możliwe oni nie mogą dowiedzieć się o moim istnieniu. Jak widać mama,zresztą wszyscy robią tylko to co w ich mocy ,aby nie mieli podstaw do tego,aby coś podejrzewać. Chyba do teraz, Słyszałam jak Bella dzwoniła do doktorka. Moja mama przyciąga kłopoty odkąd sięgam pamięcią i zdaje mi się,że odziedziczyłam tę wspaniałą cechę po niej...
Nagle dane mi było usłyszeć jakieś podniesione głosy w salonie. Głowa mnie tak bolała,że nawet nie mogłam zrozumieć kto tam jest i co się dzieje. Chciałam wstać,ale moje ciało normalnie odmówiło mi współpracy. Chwilę potem ktoś wszedł do mojego pokoju,spojrzałam w stronę drzwi i zobaczyłam Belle i doktorka. Nie no super teraz to będzie się działo,bez wyjaśnień to oni nie wyjdą.
- Witaj Nessie słyszałem,że coś nie fajnego się z tobą dzieje. - Powiedział Carlisle.
Popatrzyłam się na mamę bo nie wiedziałam jak zareagować,ile oni wiedzą?
-Spokojnie Nessie, Carlisle wie,że jesteś wampirem tylko w połowie. - Powiedziała spokojnie,dokładnie po to ,abym zrozumiałam. Łapię czyli wiedzą kim jestem,ale czyim dzieckiem to nie. Okey teraz tylko nie daj się złapać.
-Tak zgadza się ,ale na resztę wyjaśnień będziemy musieli poczekać. - Uśmiechnął się.
-Hej doktorku.Nie ma sprawy potem mogę opowiedzieć maraton mojego życia- Powiedziałam z małą chrypką. Podszedł do mnie i ukucnął obok mojego łóżka. Bells stanęła po drugiej stronie,żeby mieć dobry widok na wszystko.
-To jak, powiesz mi co się dzieje?
- Jakbym to wiedziała. Nigdy się tak  nie czułam. Nam pół-wampirom trudno jest się rozchorować.
-Zacznijmy od początku,dobrze? - Kiwnęłam głową na znak zgody. - Okey od kiedy czujesz się źle, inaczej ?
-Chyba od wczoraj. Bolała mnie trochę głowa,ale myślałam,że mi przejdzie i normalnie położyłam się spać.
-W nocy nic się nie działo?
-Nie wiem,nic nie pamiętam,wydaje mi się,że całą noc spałam.
-Zgadza się,ona zawsze przesypia całe noce i teraz też tak było. - Powiedziała mama.
-Yhym,a teraz?
-Obudziłam się cała zlana potem z bólem dosłownie wszystkiego,a gorączka-pojawiła się nagle.
-Rozumiem. Pozwól,że teraz cię obejrzę.
-Jasne.- Powiedziałam.Doktorek zaczął sprawdzać mi temperaturę,oglądać gardło itd. Kiedy skończył Bella od razu zapytała się go;
-I co ? Co jej jest?
-Z mojego punktu widzenia wygląda to na zwykłe przeziębienie. Wydaje mi się,że jeśli podam ci leki twój organizm powinien na nie zareagować.
-Ale?- Zapytałam się. Zawsze jest jakieś ,,ale".
-Po pierwsze boje się jak one na ciebie zadziałają. Brałaś kiedyś jakieś leki?
-Nie,nigdy.
-No właśnie.Dosłownie przed chwilą dowiedziałem się,że takie osoby mogą istnieć,więc robię wszystko na oślep.
-A druga rzecz?- Zapytała się Bells.
-Obawia się,że ta nagła choroba nie jest spowodowana wirusem,albo słabą odpornością.
-Ktoś zrobił to specjalnie? - Powiedziała zła mama.
-Mam nadzieję,że się mylę.
-Zamorduje tego,kto to robi.-Warknęła mama.
-Bella.- Powiedziała,wchodząc do pokoju Sophia.
-Tak Sophia? - Wszyscy odwrócili się w jej stronę,a za nią do pokoju wszedł Lucas.
-Jesteś pewien,że to co dzieje się z Nessie to czyjaś robota?
-Tego się obawiam,tak.
-O nie. - Powiedziała Sophia i zaczęła chodzić po pokoju.
-Sophia? Wiesz coś na ten temat? - Zapytała się zdezorientowana Bella.
-Wiem kto byłby zdolny zrobić coś takiego.
-Kto? -Zapytał się doktorek.
-Klaus.
O nie tylko nie on. To imię dawnego prześladowcy Sophii to on doprowadził do rozdzielenia się jej i Jeremiego oraz to on przemienił ich w wampiry. To jeden z najgorszych wampirów,które egzystują na ziemi. Ale czego on chce ode mnie?
-Klaus? Dlaczego tak uważasz? - Spytała Bella.
-Już to widziałam. On zrobił sobie wtedy z naszego miasteczka plac zabaw. To jedna z jego sztuczek,zrobił to kiedyś mi,ale byłam wtedy człowiekiem. Potem rozdzielił mnie i Jeremiego. Jeśli mam rację to jego sposób na przywitanie się.
 -Nie może tego zrobić jak normalny wampir? - Zdenerwował się Lucas.
-Niestety kochanie on nie jest normalny i mam nadzieję,że nie będzie wam dane się o tym przekonać na własnej skórze.
-Skoro wiesz coś na ten temat, to może pomożesz mi ustalić co robić z moją pacjentką? .- Zapytał Cullen.
-Podaj jej leki,wtedy Klaus odpuści.Sprawią one,że straci kontrolę nad Nessie.
-Dlaczego on i dlaczego teraz?-Zadała pytanie Bella.
-Spokojnie opanujmy najpierw jedną sytuację dobrze? Podam jej leki i trochę się prześpi,a potem ustalimy co robić w sprawie naszego niespodziewanego gościa. W końcu zagraża też i nam,więc myślę,że dobrze będzie połączyć nasze siły.- Powiedział spokojnym głosem doktorek. Wszyscy wyszli z pokoju,poza nim. Otworzył swoja torbę i wyjął z niej jakieś tabletki i strzykawkę. Chwila co? Ogłaszam czerwony alarm,tylko nie igła.
-To serio konieczne?- Zapytałam się,patrząc na zbliżającą się do mnie strzykawkę,
-To?Wampir bojący się ukucia ?- Popatrzył się na mnie z rozbawioną miną.
-Hello to raczej mój ludzki odruch.
-Zaraz będzie po krzyku,zobaczysz.
-No ja mam nadzieje doktorku, bo inaczej się zemszczę.-Uśmiechną się. Ale hej,kto powiedział,że żartuję? Jestem mściwa i mogę chować urazę latami, w końcu jetem kobietą- taka nasza natura.

******************************************************

Sophia


-I jak wszystko u młodej w porządku ? - Spytała się Mel,kiedy nas zobaczyła.
-Tak już lepiej,ale mamy kolejny problem. - Odpowiedziała Bella.
-Jaki? Ness?- Zaniepokoiła się Livia.
-Gorzej. Klaus. - Powiedziałam.
-A co to za jeden?Dlaczego mowa o nim teraz? - Odezwał się Edward. Widać było,że ma dość tego wszystkiego i chce wyjaśnić całą tą sytuację. Biedna Bella,nie dość,że martwi się o córkę to ma na głowie jeszcze tego barana.
-Opowiem,dobrze siostra? - Zaoferował się Jer. On i dziewczyny przyjechali zaraz po telefonie.Zapoznali się już w obecną częścią rodzinki Cullen i znaleźli wspólne tematy.
Rox bardzo się przejęła stanem Nessie i nadal widać,że najchętniej byłaby teraz u niej. Wraz z Bellą czuwała przy niej kiedy jej stan pogarszał się od paru godzin.
A wracając do najgorszego wampira jakiego widział ten świat. Może i lepiej jeśli on to opowie,ja nadal nie do końca się z tym uporałam. Jeszcze wybuchnę i będzie kiepsko. W międzyczasie dołączył do nas doktorek.
-Czyń honory braciszku.
-Klaus to jeden z najstarszych wampirów-morderców egzystujących na tej planecie. To zadufany w sobie idiota,który kocha smak krwi i ludzkiego nieszczęścia.
-Taki trochę wujek Aro nie? -Zażartował Chris.Większość naszej rodziny pokiwała głową z politowaniem,albo lekko się uśmiechnęła.Jedynie Emmet i Chris mieli z tego największy ubaw. Słowo daje,ci to mają podobne usposobienie.
-Coś w tym stylu. Klaus przybył kiedyś do naszego miasteczka i zrobił sobie z niego swój plac zabaw. Jeden z jego podwładnych kontrolował umysły wszystkich mieszkańców,przez co stali się bezbronnymi marionetkami w rękach psychola. Klaus potrafi jakby to powiedzieć...-Zastanowił się przez chwilę ,kiedy znalazł odpowiednie słowo,mówił dalej:-przejąć kontrolę nad organizmem człowieka.Ale nie umysłem. Kontroluje on np.reakcje organizmu,może spowodować u kogoś choroby,a nawet śmierć.
-Właśnie to robi Nessie. W końcu jest ona w połowie człowiekiem,dlatego jest podatna na działanie jego mocy. Ale leki,które podał jej doktor,spowodują przerwanie ten ,,więzi". - Wtrąciłam się.
-Ale czego on chce od Nessie? - Zapytała się Jenna.
-Nie wiem,może tu wcale nie chodzi o nią,a o mnie. W końcu mnie zna,a co jeśli chce znowu zabawić się kosztem mojej rodziny? - Myślałam na głos. Lucas od razu mnie objął,chcąc pocieszyć i uspokoić,ale coś mu to nie wychodziło.
-Daj spokój Sophia,jeśli ten drań myśli,że pozwolę mu krzywdzić moje dzieci,to jest w ogromnym błędzie. - Powiedział Alex,podszedł do mnie i uniósł mój podbródek,popatrzył mi w oczy i kontynuował;-Kochanie jesteśmy od niego silniejsi i na pewno sprytniejsi,mamy przyjaciół,którzy na pewno nam pomogą. Po za tym Volturi nie będą zachwyceni,kiedy o nim usłyszą i sami się nim zajmą. Długo tu  nie zagrzeje miejsca. Pamiętaj nie jesteś już człowiekiem,a cholernie walecznym wampirem i dasz sobie z nim radę. My damy sobie z nim radę.
-Dzięki tato.
-Alex ma rację,nawet jeśli nie jesteśmy pewni,trzeba zawiadomić świętą trójcę. - Powiedziała Mel.
-Racja,skontaktuje się z Jane,ona przekaże wszystko Aro. - Powiedziała Bella.
-Chcesz teraz jechać do Włoch Bello? - Zapytał zdziwiony Edward.
-Nie ma takiej potrzeby,od czego mamy telefony? - Odpowiedziała.
-Voltera i telefon? - Zdziwiony Emmett,niemal to wykrzyczał. - Myślałem,że to technologiczne dinozaury.
-Już nie. Mamy stały kontakt z Jane i Alec'iem. - Powiedziałam.
-Co?? - Jego oczy rozszerzyły się tak samo,jak i jego buzia.
- Ma się te znajomości nie? - Powiedział z ogromnym bananem na na twarzy Chris.
-Nie no super stary – Powiedziawszy to chłopcy przybili sobie piątkę i zaczęli się głośno śmiać. Serio bracie,serio?
-Wydaje mi się,że po wykonaniu telefonu i opanowaniu sytuacji z Nessie,będziemy musieli wyjaśnić sobie parę spraw i ustalić co robić dalej,zgadzacie się? - Powiedziała Olivia.
-Masz rację kochanie. Bello do dzieła,Mellisa i Jenna posiedzą przy młodej,a my porozmawiamy o ewentualnych taktykach walki,aby lepiej się poznać,co wy na to ? A jak dziewczyny wrócą to spokojnie porozmawiamy. - Powiedział Alex.
-Wydaje mi się,że to dobry pomysł- Odpowiedziała Esme. - Chociaż mam prośbę.
-Jaką Esme? - Zapytała się jej Jenna
-Mogę wraz z Rose,pomóc wam przy Nessie? Nie przepadamy za walką,a jak się chłopcy rozszaleją,to będziemy im tylko przeszkadzać. - Wzrok Jenny padł na Belle,która pokiwała głową na znak zgody.
-Okey nie ma sprawy. Roxy ty też idziesz z nami,nie będą cie oni demoralizować.- Dodała Jenna . Natomist wzrok Mel zabijał Rose i ona nie była dłużna mojej siostrze.
- Idź kochanie,zajmij się kuzynką. - Uśmiechnęła się Hayley
-Dobrze mamo. - Zgodziła się Roxy,a zdziwienia Emmetta pojawiło się jak na zawołanie,
-No co? Ja też jestem pół-wampirem,a Nessie to jak widać moja kuzynka.
-Dziwną jesteście rodzinką. - Swierdził Misiek. 
-Raczej fascynującą synu.- Carlise dopowiedział.
-Jak kto woli tato. - Za to dostał w łeb od Alice.
-Ałłłaaa!! - Krzyknął
-Maniery bracie.- Oburzyła się Alice.
-Zupełnie jakbym słyszał Livie - Powiedział Chris,ale kiedy tylko zobaczył zabójczy wzrok Olivii dodał z ogromnym (znowu)bananem na twarzy - Ale i tak cię kocham !
I jak tu nie oszaleć wśród takich błaznów?
**************************************

sobota, 10 września 2016

Rozdział 10.

Bella

Przeklęty dzień,niech on się już skończy. Mam nadzieję,że następne będą lepsze.Przeklęty baran! Jak on mógł? Nie widzimy się tyle lat,a on wyskakuje mi z tekstem,że mnie ,,nadal kocha?''. Gdyby tak było,to by mnie nie zostawiał. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Wydaje mi się,że powinien dowiedzieć się o fakcie,iż ma córkę,ale wtedy tylko skomplikuje wszystkim życie. Ahh nie mam zielonego pojęcia co robić,muszę z kimś pogadać. Nosz oszaleć można!! Dobrze,że zawsze mam oparcie w mojej kochanej rodzince.

Teraz muszę poudawać trochę przed Nessie,żeby się o mnie nie martwiła.W takich chwilach ona musi widzieć,że jestem silna,bez względu na to, co dzieje się w mojej duszy. Moje życie od przeszło 10 lat jest bardzo skomplikowane i wcale nie jest tak kolorowe,jak większość osób myśli. Muszę żyć w ciągłym strachu,muszę być czujna,odpowiedzialna. Jest też wiele spraw,które dla mnie nie są  łatwe np.wychowywanie i pouczanie dziesięcioletniej córki,która jest na poziomie intelektualnym 17-latki i tak wygląda. Otoczenie myśli,że to moja siostra,bo jesteśmy do siebie bardzo podobne i wydajemy się być w tym samym wieku. Nessie całe życie obcuje z krwią i przemocą,w końcu mieszka z kilkoma wampirami na co dzień. Zdążyła wyrobić sobie charakterek,co jest po części i moją winą.
Oczywiście nie ciesze się z faktu,że moja córka już pierwszego dnia w szkole narobiła sobie wrogów,ale cóż zrobić takie jest życie. Jak jest się innym i nie daje się sobą pomiatać,nagle stajesz się tą złą osobą. Weźmy na przykład Cullenowie,byli inni i to właśnie oni byli obiektem ciągłych  plotek i żartów.
Moje siostry pod jednym względem przypominają mi Alice i Rose- ubrania. Tak, te dwie wampirzyce mają fioła na punkcie ubrań,mody,zakupów. Zawsze starają się,abyśmy byli dobrze ubrani. Wiem,że to ich pasja,więc mnie to nie przeszkadza,jeśli trzymają się z dala od moich ulubionych rzeczy i nie zmuszają mnie do towarzyszenia im podczas ,,szału zakupów''. Moja córka odziedziczyła po mnie niechęć do zakupów. Ale nie zawsze udaje się jej wymigać od wycieczek do centrum,ponieważ nadal rośnie. Mel i Sophia miały duże pole do popisu,kiedy Ness była jeszcze mała,zawsze ubierały ją w najróżniejsze słodkie,kolorowe ciuchy.
Ciekawe co powiedzą,jak ją zaraz zobaczą. Właśnie dochodziłyśmy do domu, a mina Nessie była bezcenna,natomiast Roxy co chwilę wybuchała śmiechem z reakcji swojej nowej przyjaciółki. Dobrze,że będzie ona miała oparcie w kimś do siebie podobnym. Mimo tego,że jetem jej matką nadal wszystkiego o niej nie wiem.I nawet jeśli bardzo bym chciała,nie zawsze wiem,czego jej potrzeba. Pod wieloma względami moja kruszynka nie powinna nawet istnieć. Wszyscy myśleli,że stał się jakiś cud. Najwyraźniej zdarzyło się ich więcej,bo aż trzy. Kto wie ilu ich jeszcze jest na tym świecie? 
-Wyglądasz jakbyś miała być zaraz ścięta.- Powiedziała Roxy,analizując twarz swojej przyjaciółki.
-Ścięta?No co ty. One znają gorsze tortury. I będą mi truć głowę przez to - wskazała ręką na swoje brudne i zniszczone ubranie. - przez przynajmniej tydzień,albo i dłużej.
Weszłyśmy do domu i udałyśmy się do salonu,gdzie siedziała cała nasza rodzinka. Jenna rozmawiała z mamą Roxy,Jeremy z siostrą i naszym tatą. Mellisa,Sam,Chris i Lucas oglądali jakiś mecz w telewizji.
-Cześć wszystkim przyprowadziłam nasze zguby.- Powiedziałam. Pierwsza podskoczyła Mel,która miała najwyraźniej dość oglądania sportu. Zresztą wielką fanką to ona nie jest i nigdy nie była. Kiedy odwróciła się w naszą stronę...ahh no co mogła zrobić? Krzyknęła tak głośno,że wszyscy od razu zwrócili na nią wzrok. Po prostu skamieniała,nagle obok niej pojawił się Sam i spytał ;
-Kochanie co się stało? - Jedyne, co zrobiła to trzęsącą ręką wskazała na nas i powiedziała, a raczej to się wydarła ;
-RENESMEE CARLIE SWAN COLINS,COŚ TY DO JASNEJ CHOLERY WYRABIAŁA Z TYMI CIUCHAMI!!!!!!
-Ahh wiedziałam,że tak będzie. - Powiedziała z rezygnacją Nessie i oparła głowę o moje ramię. Ja za zaczęłam się śmiać. 

Sophia

-Zanim wpadniesz w mega szał,daj człowiekowi się wytłumaczyć. To nie była moja wina. -Powiedziała Nessie.
-Potwierdzam. - Powiedziała Roxy i podniosła rękę do góry. 
-Twoja,nie twoja ktoś mi za to słono zapłaci.
-A-Ale - Zaczęła jąkać się Ness.Tego już było za wiele,czas ratować naszą kruszynkę. 
-Dobra,dobra daj już dziewczynie spokój.Kochanie idź się umyj i wrzuć te ubrania do prania.
-A najlepiej do kosza.- Powiedziała Mel.Ja jedynie westchnęłam.Ona już taka jest.Kiedy tylko jakieś ubranie się ubrudzi najlepiej by je po porostu wyrzuciła,a na ich miejsce kupiła kilka nowych. Ale my zamiast to robić,po prostu oddajemy je potrzebującym lub zawozimy do schroniska.
-Mowy nie ma Mel,bardzo lubię te spodenki,po za tym to wszystko da się doprać,prawda?-
Popatrzyła się na mnie błagalnym wzrokiem. W tym domu to ja i Jenna znamy się najlepiej na tajnikach dobrego sprzątania i na wszystkich plamach.
-Tak Nessie jedno pranie i te ciuchy będą jak nowe.
-Ha.Jeden zero dla mnie ! - Krzyknęła uradowana.
-Dobra,dobra niech ci będzie,ale i tak kupie ci nowe spodenki.
-No skoro musisz :) - Nessie nie lubi zakupów i odziedziczyła to po Belli,ale nigdy nie narzeka na dostawę nowych ubrań,pod warunkiem,że nie musi uczestniczyć w ich zakupie. Jednak czasami ma swoje przebłyski i sama z siebie jedzie z nami zaszaleć na miasto. Często wtedy,gdy tęskni za Forks. Pamiętam dzień kiedy opuszczaliśmy Seattle,to były ciężkie chwile dla nas wszystkich. Niestety musieliśmy.Żyliśmy tam kilka pięknych lat,aż w końcu ludzie zaczęli coś podejrzewać. Dlatego musieliśmy znikać. Rozstanie to najbardziej przeżywała Nessie,bo to było jej pierwsze w życiu pożegnanie z bliskimi jej osobami praktycznie na stałe. Tam się urodziła i wychowała. Nie chętnie to przyznaje,ale trzymaliśmy ją trochę na dystans,w sumie nadal to robimy,ale w mniejszym stopniu.
W dniu,kiedy powiedzieliśmy jej o przeprowadzce,nie dało jej się opanować.Najpierw płakała,potem była wściekła i na koniec wpadła w depresje. W dniu wyjazdu cały czas tuliła się do chłopaków ze Sfory,do Leah i jej mamy,Charliego no i oczywiście Jake'a. Kiedy tylko wsiadła do samochodu wtuliła się w Belle i płakała,aż zasnęła. Przespała całą drogę i obudziła się już w nowym domu,nadal wtulona w swoją mamę. Po 5 dniach,30 telefonach do Forks,3 nocach płaczu i prawie 8 godzinach snu-nareszcie zaaklimatyzowała się w nowym miejscu. A wiadomość o tym,że po raz pierwszy pójdzie do szkoły bardzo się do tego przyczyniła.

***
Sophia

Po kilku godzinach wesołych rozmów mój brat zabrał swoje dziewczyny do domu. W końcu Roxy też jest w połowie wampirem i tak jak moja druga siostrzenica,musi spać. 
Dwa słowa wystarczą na opisanie mojej rodziny-DOM WARIATÓW,ale za to kochanych. Każdy z nas jest inny,może dlatego nie jest tutaj nigdy nudno.Kocham ich wszystkich i zrobiłabym dla nich wszystko co w mojej mocy,aby zapewnić im bezpieczeństwo.Oszalałabym chyba z rozpaczy,jeśli któremuś z nich stałaby się jakakolwiek krzywda.krzywda. Jenna i Alex świetnie sobie radzą w roli rodziców,mimo tego,że nigdy nie mieli własnych dzieci. Mellisa i ja mamy wiele wspólnych zainteresować i na prawdę fajnie się z nią rozmawia. Lucas jest miłością mojego życia,a wampir jak się raz zakocha to na zabój. Sam i Olivia są wspaniali.Zawsze nas wspierają, pomagają,doradzają i odradzają te złe rzeczy. Jak w domu jest jakaś kłótnia(co zdarza się nam często,zazwyczaj o byle co *.*) to osobami,której wszystko łagodzą to właśnie oni. Z nas wszystkich to chyba oni są najbardziej opanowani ,no chyba że w pobliżu jest Leah - wtedy Livia zmienia się nie do poznania.
Jeśli jeszcze parę lat temu ktoś by mi powiedział,że wilki i wampiry mogą żyć w zgodzie,a nawet się przyjaźnić,to wysłałabym tego osobnika do psychiatry,albo po prostu wyśmiała. Teraz wiem,że uprzedzenia i stereotypy to błąd.Trzeba samemu wszystko sprawdzić na własnej skórze,inaczej żyje się po prostu w zacofaniu .A to złe, bo przez takie błędne myślenie może ominąć nas wiele wspaniałych chwil. A my jesteśmy tego świetnym przykładem.
 Będąc przy temacie rodziny,to Colinsowie przez bardzo długi czas byli dla mnie jedyną namiastką rodziny. Przez tyle lat żyłam w przekonaniu,że cała moja biologiczna rodzina nie egzystuje już na tym świecie. Ja i Jeremy zaufaliśmy nie odpowiedniej osobie i doprowadziliśmy do tragedii. No,ale zacznijmy od początku.
Jeremy po śmierci ojca,który oczywiście bardzo nas kochał przejął jego wszelkie obowiązki. Nasza matka dbała tylko o siebie,była egoistką i wcale nas nie kochała. Okazywała to nie tylko swoim zachowaniem,gestami,ale również codziennie nam to powtarzała,na przykład na dobranoc:,,Jeśli myślisz,że pocałuje cię na dobranoc,albo uściskam,to postradałaś zmysły moja droga".Zaszła w ciążę z naszym ojcem wyłącznie po to,aby stać się żoną bogatego barona. Pragnęła żyć na poziomie. Nasi rodzice niestety nigdy nie kochali się,czasami nawet nie rozmawiali ze sobą przez tydzień. Kiedy Jer miał 15 lat ,a ja 14 nasz ojciec w drodze powrotnej został zaatakowany i zabity,wraz z całą eskortą. Jedni mówili,że to robota dzikich zwierząt,które były po prostu głodne. Inni twierdzili,że to jego przeciwnicy dokonali tak makabrycznego mordu. Teraz wiem,że to robota wampirów. Tych samych którzy przemienili mnie i mojego brata w krwiopijców.Kiedy dowiedziałam się prawdy o śmierci ojca,postanowiłam,że nigdy nie zabije człowieka jeśli nie będę musiała.Nie chce,aby inne dzieci były w tej sytuacji,co my kiedyś.
Teraz posiadam wspaniałą matkę,która w przeciwieństwie do mojej biologicznej codziennie okazuje mi miłość,poświęca swój czas i wszystkich w domu kocha równie mocno. Mam nowe,wspaniałe rodzeństwo. Na nowo odzyskałam starą rodzinę. Mam więcej motywacji i zachęty do życia i troszczenia się o moich kochanych wariatów.
-O czym rozmyślasz skarbie.? - Zapytała Jenna,obejmując mnie czule.
-O tym jaką mam wspaniałą rodzinę,prawdziwą. Taką która nie boi się pokochać.
-Wspomnienia wróciły?
-Niektóre.
-Co było,a nie jest...
-Nie pisze się w rejestr. Tak wiem i w stu procentach się z tym zgadzam. Kocham cię mamo.
-Ja ciebie też kochanie. - Znowu mnie do siebie przytuliła. - A teraz idę pogonić Nessie do łóżka.
-Powodzenia. - Zaśmiałam się głośno.
-Dziękuje dzisiaj wyjątkowo mi się przyda. - Odpowiedziała mama.

*****************************************************************************************************
Następnego dnia,rano.
BELLA

-Tak,dobrze.Mamo nie jestem już małym dzieckiem. Tak u nas jest rano. Yhm. Dobranoc,też cię kocham.-Pożegnałam się i rozłączyłam. Ahh nie ma to jak kontrolna rozmowa z mamą. Pomimo tego,że już dawno przestałam być dzieckiem,ona nie przyzwyczai się do tego jeszcze przez długi czas.
-Kontrola rodzicielska?- Spytała Livia,wchodząc do mojego pokoju. Oczywiście bez pytania ;)
-Jak co tydzień. - Moi rodzice nie do końca wiedzą o tym co się ze mną dzieje.Powiedziałam im tyle,aby nie umierali ze strachu.Chciałam ich też chronić przed naszą rodzinką królewską. Dogadałam się w tej sprawie z Aro. Oczywiście wiedzą też o tym,że są dziadkami i bardzo się z tego faktu cieszą. Mama na początku była przestraszona,że w wieku 18 lat zostałam matką,a Charlie chciał wyśledzić i zastrzelić Edwarda(co by mu się nie udało-wiadomo).Na szczęście wszystko się unormowało i moi rodzice żyją w przyjaznych stosunkach z moją nową rodzinką. Charlie bardzo zbratał się z  Alex'em,co mnie na prawdę zdziwiło. Raz mi powiedział,że bardzo się cieszy z tego powodu,że mam zastępczych rodziców,którzy mogą być przy mnie w trudnych dla mnie sytuacjach. Oni nie rozumieją dużo,dlatego fakt ,iż mam oparcie w nowej rodzinie na prawdę ich ucieszył. Dla mnie to bardzo ważne,aby moi bliscy dogadywali się,szczerze myślałam,że będzie gorzej ^.^
-Martwią się o ciebie i Nessie.
-Wiem i nie obwiniam ich za to . w końcu sama teraz jestem rodzicem i w stu procentach ich rozumiem.
-To dobrze. - Uśmiechnęła się do mnie. - Idziemy na dół?
-Jasne. - Kiedy schodziłyśmy do salonu usłyszałyśmy:
-Belllaa! - Głos Mellisy dało się słyszeć w całym domu i nie oznaczał nic dobrego. Od razu ruszyłam w kierunku z którego dochodził. Co mnie przeraziło najbardziej ? Fakt,iż była w pokoju mojej córki.
-Mel? - Wbiegłam przerażona do pokoju. Siedziała na łóżku Nessie z ręką na jej głowie.Podeszłam do nich, a Livia za mną.
-Bello ona ma strasznie wysoką gorączkę.- Poinformowała mnie. Sprawdziłam to i faktycznie miała rację.
-Co się dzieje?- Do pokoju zbiegła się cała rodzinka.
-Nessie jest chora. - W tym momencie moja córka obudziła się i zaczęła strasznie kaszleć.Uklękłam przed nią i powiedziałam;
-Hej kochanie. Jak się czujesz?
-Źle. - Odpowiedziała ledwo słyszalnie. Pogłaskałam ją po głowie.
-Zaraz przygotujemy dla ciebie gorące mleko z miodem na gardło(tak doskonałe lekarstwo i do tego smaczne,dop.autorki.)- Powiedziała Jenna.
-A ja lecę do apteki i kupię coś na przeziębienie i te sprawy.- Zakomunikował Lucas i zniknął. Zaraz każdy zajął się czymś,co pomoże młodej w przerwaniu choroby. Dziewczyny udały się do kuchni i pod dyktandem mamy szykowały dla Ness jedzenie. Lucas udał się do apteki,Sophia i Livia pootwierały okna w domu ,aby go przewietrzyć.Chris poleciał po koce i do salonu po filmy i gry,aby rozerwać Renesme. Natomiast ja i Mellisa zostałyśmy prze niej.
Od momentu narodzin Ness,Mel zawsze była w stosunku do niej bardzo opiekuńcza i w ogóle. Najbardziej z całej rodzinki,no oczywiście nie licząc mnie. Przyznała się nam kiedyś,że to dlatego,że bardzo lubi dzieci i wie,że nie będzie mieć swoich dlatego obcowanie z małą bardzo ją  uszczęśliwiało. A drugi powód jest taki,że Nessie bardzo przypomina jej Lise-jej młodszą siostrę,która została zamordowana na jej oczach.
-Coś ty robiła,że tak nagle dopadło cię przeziębienie? - Zapytała się Mel.
-Nie wiem. Przecież ostatnio było ciepło.
-Nie doszukujmy się teraz winy, musisz szybko wyzdrowieć.-Usiadłam obok niej i obielam ją.
-Mamo?
-Tak kochanie.?- Spojrzałam na na nią.
-Coś jest nie tak,czuję to.
-Co masz na myśli?
-Nie czuje się tak samo,jak zawsze kiedy jestem chora.
-Może po prostu odczuwasz to inaczej?- Powiedziała Mel.
-Nie o to chodzi. Po prostu czuję,to.Nie wiem o co chodzi. - Patrzyła mi się prosto w oczy,a w nich widziałam strach.
-Zaraz dostaniesz leki ,Chris cię podenerwuje i od razu poczujesz się lepiej. - Chciałam ją pocieszyć i nie pokazywać,że cała ta sytuacja mnie przeraża.
-A co jeśli nie?
-Potem będziemy się martwić dobrze kochanie?- Kiwnęła głową na znak zrozumienia i położyła się,a my wyszłyśmy z jej pokoju . Udałyśmy się do salonu,gdzie siedział Alex i Chris. Kiedy weszłyśmy z kuchni wyszły dziewczyny. Livia włączyła muzykę,aby zagłuszyć naszą rozmowę.
-Słyszeliśmy. Co to może oznaczać?
-Nie mam pojęcia. Już wcześniej chorowała,to normalne jest pół wampirem,ale gorączka? Ma ją po raz pierwszy.
-Zadzwonię do Jeremiego. Może Roxy też kiedyś przez to przechodziła.
-Doskonały pomysł Sophia.- Od razu wyjęła komórkę i wybrała numer. Głos po drugiej stronie odezwał się już po 2 sygnale.
-Jer?Hej słuchaj mam do ciebie pytanie. Czy Roxy miała kiedyś gorączkę,albo silne przeziębienie?
Yhym. Tak Nessie obudziła się dzisiaj z bardzo wysoką. Nie wiemy,co zrobić. Nie,nigdy. Rozumiem. Jasne,nie ma sprawy. Dziękuję.
-I jak?- Zapytałam się.
-Niestety Roxy poza katarem i bólem gardła nigdy nie chorowała. - Powiedziała ze zrezygnowaniem.
-To kiepsko. - Powiedział Chris.
-Masz rację Chris. - Zgodziła się z nim Mel.
-Powiedzieli,że zaraz tutaj przyjadą,może będą w stanie pomóc. - Poinformowała nas Sophia.
-Oczywiście,Roxy pewnie się martwi. - Powiedziała Jenna.- Dobra Lucas zaraz przyjedzie z lekarstwami. Damy je Nessie i ją poobserwujemy,jeśli jej stan się nie poprawi będzie trzeba coś zrobić.
-Dobrze,masz rację. - Zgodziłam się z nią. W tej samej chwili do domu wrócił Luc z reklamówką pełną leków.
-Mam wszystko.
-Pójdę jej to dać,pomożesz mi Jenna?
-Jasne Bello. Chodźmy.

                                       ***************               
  
Pięć godzin,właśnie tyle czasu walczymy z chorobą mojej córki. Mimo podawanych leków,zup,herbat - jej stan nie poprawia się,a wręcz przeciwnie - pogarszał. Jestem cała roztrzęsiona,nie wiem co mam robić.
-I jak jej temperatura nie spadła?-Zapytała Mellisa,która właśnie weszła do pokoju.
-Nie,a nawet wzrosła. Co ja mam robić? - Załamana usiadłam przy łóżku Nessie. Spuściłam głowę i zaczęłam gorączkowo myśleć. Z tego całego osłabienie młoda zasnęła i od dłuższego czasu nie ma z nią stałego kontaktu. Budzi się i znowu zasypia.
-O rany to na prawdę nie dobrze.- Powiedziała Mel.
-Szkoda,że nie możemy zabrać jej do profesjonalnego lekarza,który powie nam,co mamy robić. - Po tych słowach nagle mnie olśniło. Skoczyłam na równe nogi i powiedziałam;
-To jest myśl.
-A-ale o co co chodzi kochanie? - Zapytała zdezorientowana Jenna.
-Właśnie,nie mów,że i ciebie coś dopadło.
-To nie jest śmieszne Mell. - Spojrzałam na nią gniewnym wzrokiem. Od razu podziałało.
-Wiem,przepraszam. O co ci chodziło?
-My nie możemy zabrać jej do lekarza,ale lekarz może przyjść do nas.
-Hola,hola zwolnij. Oszalałaś? Przecież wystarczy jedno badanie i .CO? - Patrzyłam się na nią z politowaniem. Taa,widać,że nie załapała o kogo mi chodzi.
-Mellisa. - Powiedziała Jenna spokojnie.
-Ty ją słyszysz w ogóle? Nawet jeśli zmusimy,żeby jakiś doktorek tu przylazł, no to i tak nic nie da. Wygada się,nie mamy,aż takiej siły.No chyba,że..
-Serio? - Popatrzyłam się na nią i pokręciłam głową.
-No co? - Zdziwiła się.
-Jesteś pewna Bello? Chcesz,aby Cullenowie dowiedzieli się prawdy? - Jenna znowu ratuje sytuacje.
-AAaa... O niego chodziło,przecież on jest lekarzem. - Nagle ją olśniło. Jest serio bystra,ale czasami przechodzi samą siebie. To chyba towarzystwo Chrisa tak na nią działa.
-Ale ty masz zapłon. - Powiedział stojący w drzwiach Chrostofer.
-Chris,bo cię... - Jedno moje spojrzenie i nawet nie dokończyła wyrażenia.
-W tej chwili nic,po za życiem mojego dziecka nie jest dla mnie ważne. To moja jedyna nadzieja.
-W takim razie,dzwoń sister.- Powiedział mój braciszek,podając mi telefon.
-Dzięki.- Jeszcze tylko wdech i wydech- no to raz kozie śmierć.

*****
W domu rodziny Cullen
Alice

-CO?Jak można przepuścić taką okazję?!-Nagle okrzyknął Emmett.

-Stary wyluzuj trochę,to tylko mecz. - Powiedział siedzący obok niego Edward.
-No,ale widziałeś?Taka szansa.Co za łamagi. - Dalej żalił się Em.Biedactwo jego ulubiona drużyna piłkarska przegrywała po raz kolejny.
-Może czas zmienić ulubieńców?-Powiedział wchodzący do pokoju Jazz.
-Nie no co ty Jazz,jestem patriotą. Pomimo tego,że grają jakby mieli zaraz umrzeć,to będę mieć w nich ...-W tej właśnie chwili jego rodacy znowu spudłowali.- no...wiarę?
-Hahaha .- zaśmiali się Jazz i Edward z miny Em'a. A ten zaraz zerwał się z kanapy i zaczął wrzeszczeć i skarżyć się na trenera i zły trening drużyny,brak motywacji itd...do czasu kiedy nie przerwała mu Rose:
-Kochanie ucisz się troszkę,przeszkadzasz nam w czytaniu.
-Czytaniu?Tego czegoś?.- Wskazał ręką na czasopismo,które ja i Rose obecnie czytałyśmy.
-Tak Emmett,a to coś to magazyn mody.- Podniosła wzrok na swojego męża.-Masz z tym jakiś problem kochanie?
-Ja?Jasne,że nie tylko nie wiem co wy tam czytacie. W tym cz..znaczy się gazecie, w tej gazecie są same obrazki.
-Jak się nie uspokoisz to będziesz zaraz wyglądać jak jeden z tych obrazków.-Powiedziała groźnie Rosalie. To od razu podziałało na naszą małpeczkę. Natychmiast usiadł i spokojnie,bez żadnych więcej krzyków oglądał rozgrywkę.
Po jakiś dziesięciu minutach ciszy, w domu dało się słyszeć dzwonek telefonu.Wszyscy jak na komendę spojrzeli na telefon taty, ten zjawił się po sekundzie i wziął urządzenie do ręki.
-To ze szpitala?-Spytała się Esme.Tata skończył już swój dyżur, więc jeśli to ze szpitala, to musiało stać się coś złego.Zazwyczaj oznacza to atak wampira, więc musimy być w pogotowiu.
-Nie wydaje mi się,nie znam tego numeru. -Powiedział zdziwiony.- Halo? Bella?Tak mam,coś się stało? Ktoś was zaatakował? Oczywiście będę za parę minut.
-To Bella?-Edward natychmiast pojawił się obok taty, słysząc imię ukochanej.Od momentu, kiedy wrócił ze spaceru z Bells dziwnie się zachowuje. Nie chcę o tym rozmawiać i zrobił się taki cichy, bardziej niż zwykle.Nie wiem co się między nimi stało, ale tego się dowiem. Czas,aby zakopali topór wojenny,porozmawiali i wrócili do siebie. Przecież oni tak bardzo się kochali,to uczucie nadal musi tak gdzieś być.
-Coś się stało?-Zaniepokoił siebie Jasper.
-Tego się nie dowiedziałem,ale nigdy nie słyszałem,żeby była tak roztrzęsiona. Coś na pewno się stało,ale nie chciała mi tego mówić przez telefon. Wybaczcie,ale muszę do nich jechać.
-Nie, jedziemy wszyscy.Może się przydamy na coś.Po za tym może to być jakaś puapka wroga.-Powiedziałam.A po minie taty możemy obawiać się najgorszego, a ja nadal uważam Belle za swoją przyjaciółkę i się o nią martwię,więc idę i koniec.
-Okey to ruszamy.-Powiedział tata i tak też zrobiliśmy.



*************
Dobra,dobra zawaliłam - szczerze? Myślałam,że ten rozdział już dodałam heeh,zaapomniałam moja wina
Błagam o wybaczenie <3 



czwartek, 30 czerwca 2016

POLACY GRAMY!!

💪💪Jest moc-od 21 trzymam kciuki i juz prawie straciłam głos,ale nadal mam wiarę.
Pięknie graliscie,gracie i może być tylko lepiej ⚽❤
A wy jak? Kibicujecie? 😎✨

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 9.

Witam,hej,cześć i czołem!
Wakacje na reszcie,matko jak ja na nie czekałam,a wy?
Czytam=Komentuje
Czekam na wasze komentarze i uwagi ;) 
******************************************************************************

Spacerowałyśmy z Roxy po mieście już prawię godzinę.Cały czas się śmiałyśmy i wygłupiałyśmy. Muszę przyznać,że niektórzy ludzie,którzy obok nas przechodzili mieli miny jakby widzieli dwie uciekinierki z szpitala psychiatrycznego. Pomimo tego,że znałyśmy się tak krótko,to obie miałyśmy wrażenie,jakbyśmy były przyjaciółkami od wieków. Weszłyśmy do sklepu z odzieżą i stałyśmy na balkonie. 
Obecnie robiłyśmy sobie zdjęcia i strzelałyśmy takie miny,że masakra.Dzisiaj dzień jest taki piękny,słoneczny  i spokojny. 
 Zapomniałam wam wspomnieć,że pół-wampirom skóra nie świeci na słońcu. Dlatego mogę chodzić w słoneczne dni do szkoły i po mieście. W takie dni mogę też czasami pobyć gdzieś sama ze sobą,każdy chyba tak ma,prawda? Szczególnie kiedy ma się tak nadopiekuńczą rodzinkę.Oczywiście nic do nich nie mam,bardzo ich kocham. Pomimo tego,że nie wiążą nas więzy krwi(oprócz mnie i Belli) to tworzymy naprawdę fajną rodzinkę i co najważniejsze kochamy się i zawsze we wszystkim wspieramy. A najczęściej to doprowadzamy się do białej gorączki,ale taki nasz urok. 
Po prawie dwóch godzinach wygłupów kupiłyśmy sobie lody i siedziałyśmy na ławeczce przed galerią. Kiedy zdałam sobie sprawę jak jest już późno,postanowiłyśmy wracań.Za dosłownie chwilę się ściemni i jestem przekonana,że rodzinka zrobi mi wykład za to,że spóźniam się już ponad godzinę. Szłyśmy właśnie chodnikiem,jedząc lody i słuchałyśmy muzyki. Od czasu do czasu sobie tańczyłyśmy ;)
-Taka piękna pogoda i mamy taki dobry humor nic mi go chyba nie zniszczy. - Powiedziała w pewnym momencie Roxy.
-Oho chyba wykrakałaś. - Powiedziałam,ponieważ zobaczyłam naszą ,,ulubioną" koleżankę ze szkoły. Parkowała właśnie swoim samochodem obok nas.Kiedy się na nią popatrzyłyśmy,obie się skrzywiłyśmy.
-Chodź pójdziemy inną drogą,to może nas nie zobaczy.-Powiedziałam. Roxy pokiwała głową i już się odwracałyśmy,kiedy usłyszałyśmy:
-Kogo moje piękne oczy widzą. Dwie ofiary beztrosko sobie spacerują. - Powiedziała Emilly. Wredna małpa.Odwróciłyśmy się do niej.Rany kiedy ją widzę,albo chociaż o niej myślę włącza mi się tryb pod tytułem: MELLISA. Ona to potrafi dogadać każdemu,nawet raz postawiła się mojej mamię. Ale nigdy tego później już nie próbowała. Tak słyszałam....
-Rany Emilly, co za niezmiernie miłe spotkanie.-Powiedziała ze sztucznym uśmiechem Rox z takim samym jaki miała namalowany na twarzy nasza towarzyszka.
-Miłe?Mi się tam zbiera na wymioty. - Powiedziałam,a twarz Emilly zrobiła się nagle czerwona jak burak i zacisnęła pięści .Wzięła głęboki wdech i wydech i powtórzyła czynność kilkukrotnie. Wyglądało to komicznie,więc po kryjomu zaczęłyśmy się śmiać.






Tymczasem u Belli

-A ty gdzie się wybierasz?-Zapytała się mnie Sophia,która zobaczyła mnie wyszykowaną do wyjścia w przedpokoju . - Nie mów,że idziesz na poszukiwanie Nessie i Roxy? Zawsze można zadzwonić do nich. 
-Nie, to nie tak.Umówiłam się na spacer. - Odpowiedziałam .
-Spacer?Z kim? - Zdziwiła się moja siostra.
-Z Edw...
-Nie kończ. - Przerwała mi nagle.- Jesteś pewna?Po co się godziłaś na to spotkanie? - Powiedziała trochę podenerwowana. Doskonale wie,jak przeżywałam ich odejście i okres ciąży. 
-To chyba najwyższy czas wyjaśnić mu kilka spraw i sama oczekuję odpowiedzi z jego strony np.dlaczego wyjechali . Soph ja muszę to wiedzieć. -Nagle usłyszałam czyjeś kroki przed naszym domem. To musi być Edward.
-Tylko uważaj na siebie skarbie. Pamiętaj,że jesteśmy z tobą. Tylko musisz mi jedno obiecać inaczej cię nie wypuszczę z domu.
-Okey co takiego? - Lekko się uśmiechnęłam do niej.
-Nie bądź dla niego mila.
-Nie zamierzam,bynajmniej nie od razu. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się wrednie. Zachowanie Soph i Mel czasami mi się udziela. Chociaż po przemianie stałam się bardziej stanowcza i nigdy nie jestem przyjazna dla nowo poznanego wampira.
-No ja myślę.- Powiedziała i ruszyła do salonu. Kiedy naciskałam klamkę,aby wyjść usłyszałam tylko jak mamroczę:,,moja krew,nie ma wątpliwości."
Z uśmiechem na ustach wyszłam z domu,ale kiedy zobaczyłam jego twarz,mój dobry humor nagle prysł. Czas,aby zmierzyć się z prześladującymi mnie przez ostatnie dziesięć lat demonami właśnie nadszedł. I zamierzam wygrać tą walkę.
Tak to był on.Edward stał oparty o drzewo,a kiedy mnie zobaczył od razu do mnie podbiegł i zaczął gadać jak najęty;
-Bello bardzo się cieszę,że zgodziłaś się na to spotkanie.Alice to głowę mi truję od kilku dni.Musimy pogadać wszystko.....,to wszystko nie miało tak wyglądać,ja...... 
-Zatrzymaj się na chwilę.Rany od kiedy stałeś się tak gadatliwy? Zazwyczaj to mówisz dosłownie kilka zdań na godzinę,a tu proszę nawijasz jak katarynka.- Powiedziałam trochę,okey bardzo zła i zdziwiona. Minęło ładnych dziesięć lat od momentu,kiedy widziałam go po raz ostatni. W moim życiu zmieniło się tak wiele.Przede wszystkim zmianie uległ mój charakter. W ogóle nie przypominam już tej samej bezbronnej dziewczyny z brakiem koordynacji.Chociaż to ostatnie czasami nadal mi towarzyszy. Jestem teraz bardziej odporna psychicznie i jak obiecałam mojej kochanej sis,nie będę dla niego od razu taka miła. Niech się trochę postara.
-Bello ja po prostu bardzo się cieszę,że mogłem znowu cię spotkać. Tak bardzo tego pragnąłem.
-Na prawdę?Jeśli mnie pamięć nie myli to miałeś mnie raczej dosyć. Zresztą to ty mi obiecałeś,że się już nigdy więcej nie spotkamy.A ja głupia ci uwierzyłam. - Nie czekając na jego wyjaśnienie ruszyłam w stronę lasu.Doszłam do drogi,która prowadziła do miasta,wtedy dogonił mnie Edward.Popatrzył się na mnie dziwnym wzrokiem i kilkakrotnie otwierał i zamykał usta. Zdaje się,że nie wie co ma mówić. Odwróciłam głowę.Teraz nie patrzyłam się na niego,wzrok miałam skierowany przed siebie.
-Rozumiem,że możesz być na mnie zła,wściekła.Rany nie masz pojęcia jak ja siebie znienawidziłem przez to co się wtedy stało. - Na te słowa stanęłam .
-Wtedy,czyli kiedy?
-Ta sytuacja na twoim przyjęciu urodzinowym...
-Byłam łamagą, nic nowego.A to nie była twoja wiana,ani Alice,czy Jaspera - tylko moja. Ba,sama tego chciałam. Ale nie,wy musieliście to wszystko zniszczyć.
-Wiem,jestem durniem,zdaje sobie z tego sprawę. A to co ci powiedziałem w lesie tego dnia...
-Stop.Zatrzymaj się tutaj proszę.- Edward od razu umilkł i przypatrywał mi się.Odwróciłam się do niego i po raz pierwszy od naszego ponownego spotkania popatrzyłam mu w oczy. - Edwardzie ja na prawdę nie mam ochoty na rozdrapywanie starych ran.Nie rozmawiajmy o tym dobrze?Mieliście powód aby wyjechać – rozumiem chyba. Jakiś czas temu chciałam się od was dowiedzieć dlaczego wyjechaliści,czy tylko przeze mnie? Może coś wam groziło? Ale teraz? Nie mam na to siły i nie potrzebuje takich informacji,jeśli mają one brzmieć tak,jak 10 lat temu.  Przecież możemy pozostać w przyjacielskich stosunkach...
-Nie...- Nagle mi przerwał. Co? Matko nie potrafię go już zrozumieć. Raz mnie przeprasza itd, a potem kiedy proponuje mu przyjaźń,ten odmawia.
-Czyli nie chcesz żebyśmy byli przyjaciółmi tak?Okey, to kim? Wrogami,mam udawać,że cię nie znam?O to ci chodzi tak? - Nic nie powiedział,po prostu stał i patrzył mi się w oczy,jakby starał się coś w nich przeczytać. Na szczęście po przemianie nadal nie ma możliwości czytania moich myśli.Dzięki mojemu darowi obcowanie z nim staje się o wiele prostsze. Mam go dość.
Znowu tak jak wcześniej ruszyłam drogą do miasta.Nie czekałam na niego,nawet nie odwróciłam się,żeby zobaczyć czy za mną idzie.Mam tego kolesia po dziurki w nosie.O co mu kurde chodzi? Szłam i szłam, a tego jak nie było,tak nie ma. Przyśpieszyłam i nagle stało się kilka rzeczy na raz. Usłyszałam łamiące się za mną gałęzie, poczułam ucisk na ramieniu i ktoś mnie mocno do siebie przytulił.Tym ktosiem okazał się oczywiście mój były chłopak-Eddie. Nienawidzi kiedy Alice albo Emmett go tak nazywają.
-Nie o to mi chodziło. Nie chcę być z tobą TYLKO w przyjacielskich stosunkach Bells. Cholera jasna!. - Podniósł mój podbródek tak,że byłam zmuszona patrzeć mu w oczy. - Ja Cię nadal kocham rozumiesz to?
Pierwsze co przeszło mi przez myśl to jedno zdanie;Pogrzało go? Ja się chyba przesłyszałam.On nie mógł tego powiedzieć.Dlaczego teraz? Moje gorączkowe rozmyślenia przerwały znajome głosy:
-Powaliło cię?!!
-Mnie? Nie trzeba było tutaj przyłazić i plątać się pod nogami normalnych ludzi. To przez przypadek się hahah wylało.
-Przez przypadek to moja pieść może naraz wylądować na twojej twarzy blondi. Na twoje nieszczęście moi kochani braciszkowie nauczyli mnie jak komuś porządnie dowalić. Widzę,że bardzo chcesz zobaczyć efekty naszej ciężkiej pracy....
Oderwałam się od Edwarda i pobiegłam wampirzym tempem do skraju drogi, na wzniesieniu. Wytężyłam wzrok i słuch. Kiedy zobaczyłam to , co mi się wydawało,że słuchałam ,musiałam zareagować. Edward stanął obok mnie i powiedział;
-Będziesz interweniować?
-To chyba oczywiste.- Warknęłam na niego. Koleś niech się cieszy,że go nie walnęłam za jego wyznanie sprzed minuty. Zrobił mi mętlik w głowie.Czyli jak zawsze,kiedy jestem z nim sam na sam. Grrr - faceci!!











Tymczasem u Nessie i Roxy

Nie no tego już za wiele.Ta wredna małpa mnie teraz popamięta.Roxy i ja chciałyśmy ją po prostu olać i iść do domu, ale nie ona musiała doprowadzić mnie do białej gorączki.
Kiedy przechodziłyśmy obok niej bez słowa, jej ego chyba tego nie wytrzymało, ona kocha być w centrum uwagi, więc jakoś musiała przykuć naszą.A co ten głupol jeden zrobił?? Ta dziewczyna chyba w ogóle nie używa swojego mózgu.!! Jeśli w ogóle go posiada.
Bez jakiegokolwiek zastanowienia rzuciła we mnie tym,co miała pod ręką,a raczej w ręce.Pech chciał,że oberwałam zimnym napojem.Zawartość kubka wylała mi się na wszystko: bluzkę, spodenki,włosy i buty. Z początku ja i Roxy byłyśmy oszołomione i nie wiedziałyśmy co się właściwie stało. Ale kiedy usłyszałam jej śmiech,to nie wytrzymałam.
No to Mel będzie wściekła - pomyślałam.
 Coś we mnie nagle pękło.Nikt nigdy mnie tak nie traktował,zawsze musi być ten pierwszy raz. Dziewczyna nie wie z kim zadziera.
Nie pozwolę jej mnie tak upokarzać,jak żaden szanujący się wampir,okey pół-wampir też. Czasami się zapominam i mówię o sobie jako o normalnym wampirze,takie przyzwyczajenie.
Bez namysłu rzuciłam się w jej stronę,jednak powstrzymała mnie moja towarzyszka.Dzięki jej wampirzemu refleksowi i sile ta blond lala ma jeszcze włosy na ten durnej łepetynie.Ale ten uśmieszek zaraz zniknie z jej buźki.
-Powaliło cię?!! - Krzyknęłam na nią.
-Mnie? Nie trzeba było tutaj przyłazić i plątać się pod nogami normalnych ludzi. To przez przypadek się haha wylało. - Odpowiedziała i zaczęła się ze mnie naśmiewać. A ja cały czas szamotałam się z Rox,której uścisk nada był bardzo mocny. Wiedziałam,że robi dobrze,zatrzymując mnie,ale miałam taką ogromną ochotę coś zrobić tej farbowanej blondynce.Skąd się biorą tacy ludzie?
-Przez przypadek to moja pieść może naraz wylądować na twojej twarzy blondi. Na twoje nieszczęście moi kochani braciszkowie nauczyli mnie jak komuś porządnie dowalić. Widzę,że bardzo chcesz zobaczyć efekty naszej ciężkiej pracy.- Widocznie moje słowa nie zrobiły na niej większego wrażenia. Cały czas uśmiechała się i gadała bez ładu i składu.
Kiedy kłóciłam się z Emilly,nie zwracałam uwagi na nic innego i to był błąd.Moja rodzinka zawsze mnie uczyła,że nie ważne co by się działo,muszę zachować czujność. W tej chwili liczyło się dla mnie tylko to,aby wydostać się z uścisku Roxy i dokopać Emilly tak,jak uczył mnie Lucas.Wiem,wiem ataki te miały być przeznaczone dla atakującego mnie w przyszłości wampira,ale dla niej mogę zrobić mały wyjątek :)
Roxy cały czas szeptała mi,żebym się uspokoiła,ale ja nie słyszałam, nawet nie chciałam słuchać tego co mówiła. Sytuacja robiła się na prawdę poważna,ponieważ powoli traciłam nad sobą resztki opanowania i moja wampirza natura brała nade mną górę.
Nie wiem jakby to się skończyło,gdyby nie nowi przybysze.Nagle obok nas pojawiła się...
-Bella-Szepnęła Roxy. Jak za sprawą magicznej różdżki uspokoiłam się.Przestałam krzyczeć i warczeć,a nawet nie byłam świadoma,że to robię. Już nie szamotałam się,ale moja przyjaciółka wciąż trzymała mnie za ramię,tak na wszelki wypadek.
-Roxy,Nessie mogę się dowiedzieć co tutaj się wyprawia? Słychać was,aż na końcu ulicy.- Powiedziała Bella stanowczym tonem. Kiedy chciałam zacząć się tłumaczyć mamie,wyprzedziła mnie tleniona czupryna(czytaj Emilly).
-O hej Bells. -Powiedziała słodziutkim tonem. Od kiedy ona tak zwraca się do mojej mamy?Ledwo się znają.- Jak fajnie cię widzieć,nic się nie stało. Taki mały wypadek,jestem czasem taka niezdarna.
-Nie no aktorką to ona jest niezłą. Rodzice muszą być z niej dumni.-Pomyślałam.
-Nessie jesteś cała mokra i kleisz się od tego soku.Chodź pójdziemy do domu, bo się przeziębisz.Roxy twój brat też się zaczyna niepokoić gdzie jesteś.- Bella totalnie zignorowała Emilly,nawet na nią nie spojrzała. Moja krew :) A tak apropo. Przykrywka rodzinki Reynolds jest taka,że Jeremy jest starszym bratem Rox i robi za jej prawnego opiekuna po śmierci ich rodziców w wypadku samochodowym. Hayley jest jego narzeczoną i mieszka z nimi. Przeprowadzili się tutaj,chcąc uniknąć traumatycznych wspomnień.
-Straciłyśmy trochę poczucie czasu,nadal są u was?-Powiedziała Roxy.
-Tak są nie mogą się nagadać z Sophią, mama znajduje cały czas nowe tematy do rozmowy. - Powiedziała, a potem spojrzała się morderczym wzrokiem na Emilly. - A czy ty też nie powinnaś już jechać do domu?
-Taak, już będę się zmywać. To pa , widzimy się w szkole.- Szybko się zmyła z tym swoim uśmieszkiem.
-Niestety.- Powiedziałyśmy równo z Rox. Patrzyłyśmy się na odjeżdżającą blondi i wtedy dołączyła do nas jeszcze jedna osoba. Tego to nie przewidziałam. Niespodziewanie obok nas pojawił się Edward i zapytał się;
-Hej dziewczyny wszystko w porządku?
-E,taa spoko.- Tylko na tyle było mnie stać.Byłam w totalnym szoku,widząc go tutaj. CO ON TUTAJ ROBI Z MOJĄ MAMĄ? Okey wdech i wydech,opanuj się dziewczyno. Błagam Bells nie mogłaś mu tego powiedzieć. Starałam się nie pokazywać jak bardzo zdenerwowałam się na jego widok.Jest też możliwość,że pomyśli ,iż wciąż wściekam się na Emilly. Oby to była ta druga opcja. Popatrzyłam się pytającym wzrokiem na mamę.Tylko kiwnęła ramionami. Przez chwilę nikt nic nie mówił,zapanowała niezręczna cisza.
-Dobra dziewczyny idziemy do domu. - W końcu się odezwała mama.
-Odprowadzę was. - Zaproponował Edward.
-Nie dzięki Edwardzie,powinieneś też już wracać.
-Musimy chyba dokończyć naszą rozmowę.
-Nie mogę,muszę odprowadzić dziewczyny do domu.
-Wydaje mi się,że dadzą sobie radę same,są już duże,a po za tym to wampiry.
-Po 1 nie obchodzi mnie czy są duże,czy nie.Po 2 nie chcę dokańczać tej rozmowy,bynajmniej na razie. Po 3 jak zwykle zrobiłeś mi mętlik w głowie,zadowolony?
-Bells,proszę.-Błagał Edward.
-Eddie.
-Wiesz,że tego nie cierpię.-Skrzywił się.
-Tak wiem i radzę ci mnie posłuchać,bo napuszczę na ciebie Alice,albo gorzej moją siostrę Mellise.
-Uuu przerąbane. - Powiedziałam i wszyscy popatrzyli się na mnie.A ja odwróciłam wzrok i udałam,że wcale tego nie powiedziałam. Do tej pory ja i Roxy w ciszy obserwowałyśmy ich rozmowę, wiec może zapomnieli o nas?
-Jak chcesz,dam ci czas i złapię cię w szkole pasuje?
-Nie wiem,zobaczymy. Do widzenia Edwardzie.
-Do zobaczenia Bello,cześć Nessie i Roxy?
-Tak zgadza się. Cześć- Uśmiechnęła się Rox. A ten kiedy wyłapał jej imię?
-Narka Ed. - Powiedziałam na luzie. Dziwnie się czuje mówiąc tak do niego,ale wyraz jego twarzy jest bezcenny:) Uśmiechnął się i z wampirzą szybkością zniknął. Kiedy byłam pewna,że już nas nie usłyszy,powiedziałam.
-No,no co to ma być?Spacerki sobie urządzacie bez mojej zgody?Nie ładnie Bello,nie ładnie. Pamiętaj,że czeka cię spowiedź w domu,moja droga.- Skończyłam grozić jej palcem.a Roxy tylko się z nas śmiała.
-Spowiedź powiadasz?Nie wydaje mi się kochanie.Sama muszę to wszystko przemyśleć, dopiero sobie pogadamy. A po za tym wykład dostałam już od Sophi i Livii.
-To prawidłowo. - Powiedziałam z uśmiechem.
-Lepiej bój się powrotu do domu. - Powiedziała.
-Dlaczego? - Spytałam się chwilowo zdezorientowana,coś mnie ominęło? No po za schadzkami moich rodziców.
-Bo jak cię zobaczy Jenna i Mel to oszaleją. - Popatrzyłam się na siebie i przypomniałam to jakże miłe spotkanie z napojem Emilly.
-No to po mnie. -Skrzywiłam się.
-Nie będzie tak źle,prawda?-Zapytała się Roxy.
-Nie znasz chyba jeszcze kobiet z moje rodzinki,będzie gorzej,niż źle. - Zrobiłam przerażoną minę.
-HAHA - Roxy zaczęła śmiać się z mojej miny,a Bella.... Była chwilowo nie obecna myślami,ciekawe co jej naopowiadał Eddie. Niech no tylko uroni przez niego jedną łzę, to mnie popamięta.
-Dobra idziemy. - Ocknęła się i zakomunikowała Bells, a ja po drodze modliłam się o to,aby dziewczyn nie było w domu.