poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 9.

Witam,hej,cześć i czołem!
Wakacje na reszcie,matko jak ja na nie czekałam,a wy?
Czytam=Komentuje
Czekam na wasze komentarze i uwagi ;) 
******************************************************************************

Spacerowałyśmy z Roxy po mieście już prawię godzinę.Cały czas się śmiałyśmy i wygłupiałyśmy. Muszę przyznać,że niektórzy ludzie,którzy obok nas przechodzili mieli miny jakby widzieli dwie uciekinierki z szpitala psychiatrycznego. Pomimo tego,że znałyśmy się tak krótko,to obie miałyśmy wrażenie,jakbyśmy były przyjaciółkami od wieków. Weszłyśmy do sklepu z odzieżą i stałyśmy na balkonie. 
Obecnie robiłyśmy sobie zdjęcia i strzelałyśmy takie miny,że masakra.Dzisiaj dzień jest taki piękny,słoneczny  i spokojny. 
 Zapomniałam wam wspomnieć,że pół-wampirom skóra nie świeci na słońcu. Dlatego mogę chodzić w słoneczne dni do szkoły i po mieście. W takie dni mogę też czasami pobyć gdzieś sama ze sobą,każdy chyba tak ma,prawda? Szczególnie kiedy ma się tak nadopiekuńczą rodzinkę.Oczywiście nic do nich nie mam,bardzo ich kocham. Pomimo tego,że nie wiążą nas więzy krwi(oprócz mnie i Belli) to tworzymy naprawdę fajną rodzinkę i co najważniejsze kochamy się i zawsze we wszystkim wspieramy. A najczęściej to doprowadzamy się do białej gorączki,ale taki nasz urok. 
Po prawie dwóch godzinach wygłupów kupiłyśmy sobie lody i siedziałyśmy na ławeczce przed galerią. Kiedy zdałam sobie sprawę jak jest już późno,postanowiłyśmy wracań.Za dosłownie chwilę się ściemni i jestem przekonana,że rodzinka zrobi mi wykład za to,że spóźniam się już ponad godzinę. Szłyśmy właśnie chodnikiem,jedząc lody i słuchałyśmy muzyki. Od czasu do czasu sobie tańczyłyśmy ;)
-Taka piękna pogoda i mamy taki dobry humor nic mi go chyba nie zniszczy. - Powiedziała w pewnym momencie Roxy.
-Oho chyba wykrakałaś. - Powiedziałam,ponieważ zobaczyłam naszą ,,ulubioną" koleżankę ze szkoły. Parkowała właśnie swoim samochodem obok nas.Kiedy się na nią popatrzyłyśmy,obie się skrzywiłyśmy.
-Chodź pójdziemy inną drogą,to może nas nie zobaczy.-Powiedziałam. Roxy pokiwała głową i już się odwracałyśmy,kiedy usłyszałyśmy:
-Kogo moje piękne oczy widzą. Dwie ofiary beztrosko sobie spacerują. - Powiedziała Emilly. Wredna małpa.Odwróciłyśmy się do niej.Rany kiedy ją widzę,albo chociaż o niej myślę włącza mi się tryb pod tytułem: MELLISA. Ona to potrafi dogadać każdemu,nawet raz postawiła się mojej mamię. Ale nigdy tego później już nie próbowała. Tak słyszałam....
-Rany Emilly, co za niezmiernie miłe spotkanie.-Powiedziała ze sztucznym uśmiechem Rox z takim samym jaki miała namalowany na twarzy nasza towarzyszka.
-Miłe?Mi się tam zbiera na wymioty. - Powiedziałam,a twarz Emilly zrobiła się nagle czerwona jak burak i zacisnęła pięści .Wzięła głęboki wdech i wydech i powtórzyła czynność kilkukrotnie. Wyglądało to komicznie,więc po kryjomu zaczęłyśmy się śmiać.






Tymczasem u Belli

-A ty gdzie się wybierasz?-Zapytała się mnie Sophia,która zobaczyła mnie wyszykowaną do wyjścia w przedpokoju . - Nie mów,że idziesz na poszukiwanie Nessie i Roxy? Zawsze można zadzwonić do nich. 
-Nie, to nie tak.Umówiłam się na spacer. - Odpowiedziałam .
-Spacer?Z kim? - Zdziwiła się moja siostra.
-Z Edw...
-Nie kończ. - Przerwała mi nagle.- Jesteś pewna?Po co się godziłaś na to spotkanie? - Powiedziała trochę podenerwowana. Doskonale wie,jak przeżywałam ich odejście i okres ciąży. 
-To chyba najwyższy czas wyjaśnić mu kilka spraw i sama oczekuję odpowiedzi z jego strony np.dlaczego wyjechali . Soph ja muszę to wiedzieć. -Nagle usłyszałam czyjeś kroki przed naszym domem. To musi być Edward.
-Tylko uważaj na siebie skarbie. Pamiętaj,że jesteśmy z tobą. Tylko musisz mi jedno obiecać inaczej cię nie wypuszczę z domu.
-Okey co takiego? - Lekko się uśmiechnęłam do niej.
-Nie bądź dla niego mila.
-Nie zamierzam,bynajmniej nie od razu. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się wrednie. Zachowanie Soph i Mel czasami mi się udziela. Chociaż po przemianie stałam się bardziej stanowcza i nigdy nie jestem przyjazna dla nowo poznanego wampira.
-No ja myślę.- Powiedziała i ruszyła do salonu. Kiedy naciskałam klamkę,aby wyjść usłyszałam tylko jak mamroczę:,,moja krew,nie ma wątpliwości."
Z uśmiechem na ustach wyszłam z domu,ale kiedy zobaczyłam jego twarz,mój dobry humor nagle prysł. Czas,aby zmierzyć się z prześladującymi mnie przez ostatnie dziesięć lat demonami właśnie nadszedł. I zamierzam wygrać tą walkę.
Tak to był on.Edward stał oparty o drzewo,a kiedy mnie zobaczył od razu do mnie podbiegł i zaczął gadać jak najęty;
-Bello bardzo się cieszę,że zgodziłaś się na to spotkanie.Alice to głowę mi truję od kilku dni.Musimy pogadać wszystko.....,to wszystko nie miało tak wyglądać,ja...... 
-Zatrzymaj się na chwilę.Rany od kiedy stałeś się tak gadatliwy? Zazwyczaj to mówisz dosłownie kilka zdań na godzinę,a tu proszę nawijasz jak katarynka.- Powiedziałam trochę,okey bardzo zła i zdziwiona. Minęło ładnych dziesięć lat od momentu,kiedy widziałam go po raz ostatni. W moim życiu zmieniło się tak wiele.Przede wszystkim zmianie uległ mój charakter. W ogóle nie przypominam już tej samej bezbronnej dziewczyny z brakiem koordynacji.Chociaż to ostatnie czasami nadal mi towarzyszy. Jestem teraz bardziej odporna psychicznie i jak obiecałam mojej kochanej sis,nie będę dla niego od razu taka miła. Niech się trochę postara.
-Bello ja po prostu bardzo się cieszę,że mogłem znowu cię spotkać. Tak bardzo tego pragnąłem.
-Na prawdę?Jeśli mnie pamięć nie myli to miałeś mnie raczej dosyć. Zresztą to ty mi obiecałeś,że się już nigdy więcej nie spotkamy.A ja głupia ci uwierzyłam. - Nie czekając na jego wyjaśnienie ruszyłam w stronę lasu.Doszłam do drogi,która prowadziła do miasta,wtedy dogonił mnie Edward.Popatrzył się na mnie dziwnym wzrokiem i kilkakrotnie otwierał i zamykał usta. Zdaje się,że nie wie co ma mówić. Odwróciłam głowę.Teraz nie patrzyłam się na niego,wzrok miałam skierowany przed siebie.
-Rozumiem,że możesz być na mnie zła,wściekła.Rany nie masz pojęcia jak ja siebie znienawidziłem przez to co się wtedy stało. - Na te słowa stanęłam .
-Wtedy,czyli kiedy?
-Ta sytuacja na twoim przyjęciu urodzinowym...
-Byłam łamagą, nic nowego.A to nie była twoja wiana,ani Alice,czy Jaspera - tylko moja. Ba,sama tego chciałam. Ale nie,wy musieliście to wszystko zniszczyć.
-Wiem,jestem durniem,zdaje sobie z tego sprawę. A to co ci powiedziałem w lesie tego dnia...
-Stop.Zatrzymaj się tutaj proszę.- Edward od razu umilkł i przypatrywał mi się.Odwróciłam się do niego i po raz pierwszy od naszego ponownego spotkania popatrzyłam mu w oczy. - Edwardzie ja na prawdę nie mam ochoty na rozdrapywanie starych ran.Nie rozmawiajmy o tym dobrze?Mieliście powód aby wyjechać – rozumiem chyba. Jakiś czas temu chciałam się od was dowiedzieć dlaczego wyjechaliści,czy tylko przeze mnie? Może coś wam groziło? Ale teraz? Nie mam na to siły i nie potrzebuje takich informacji,jeśli mają one brzmieć tak,jak 10 lat temu.  Przecież możemy pozostać w przyjacielskich stosunkach...
-Nie...- Nagle mi przerwał. Co? Matko nie potrafię go już zrozumieć. Raz mnie przeprasza itd, a potem kiedy proponuje mu przyjaźń,ten odmawia.
-Czyli nie chcesz żebyśmy byli przyjaciółmi tak?Okey, to kim? Wrogami,mam udawać,że cię nie znam?O to ci chodzi tak? - Nic nie powiedział,po prostu stał i patrzył mi się w oczy,jakby starał się coś w nich przeczytać. Na szczęście po przemianie nadal nie ma możliwości czytania moich myśli.Dzięki mojemu darowi obcowanie z nim staje się o wiele prostsze. Mam go dość.
Znowu tak jak wcześniej ruszyłam drogą do miasta.Nie czekałam na niego,nawet nie odwróciłam się,żeby zobaczyć czy za mną idzie.Mam tego kolesia po dziurki w nosie.O co mu kurde chodzi? Szłam i szłam, a tego jak nie było,tak nie ma. Przyśpieszyłam i nagle stało się kilka rzeczy na raz. Usłyszałam łamiące się za mną gałęzie, poczułam ucisk na ramieniu i ktoś mnie mocno do siebie przytulił.Tym ktosiem okazał się oczywiście mój były chłopak-Eddie. Nienawidzi kiedy Alice albo Emmett go tak nazywają.
-Nie o to mi chodziło. Nie chcę być z tobą TYLKO w przyjacielskich stosunkach Bells. Cholera jasna!. - Podniósł mój podbródek tak,że byłam zmuszona patrzeć mu w oczy. - Ja Cię nadal kocham rozumiesz to?
Pierwsze co przeszło mi przez myśl to jedno zdanie;Pogrzało go? Ja się chyba przesłyszałam.On nie mógł tego powiedzieć.Dlaczego teraz? Moje gorączkowe rozmyślenia przerwały znajome głosy:
-Powaliło cię?!!
-Mnie? Nie trzeba było tutaj przyłazić i plątać się pod nogami normalnych ludzi. To przez przypadek się hahah wylało.
-Przez przypadek to moja pieść może naraz wylądować na twojej twarzy blondi. Na twoje nieszczęście moi kochani braciszkowie nauczyli mnie jak komuś porządnie dowalić. Widzę,że bardzo chcesz zobaczyć efekty naszej ciężkiej pracy....
Oderwałam się od Edwarda i pobiegłam wampirzym tempem do skraju drogi, na wzniesieniu. Wytężyłam wzrok i słuch. Kiedy zobaczyłam to , co mi się wydawało,że słuchałam ,musiałam zareagować. Edward stanął obok mnie i powiedział;
-Będziesz interweniować?
-To chyba oczywiste.- Warknęłam na niego. Koleś niech się cieszy,że go nie walnęłam za jego wyznanie sprzed minuty. Zrobił mi mętlik w głowie.Czyli jak zawsze,kiedy jestem z nim sam na sam. Grrr - faceci!!











Tymczasem u Nessie i Roxy

Nie no tego już za wiele.Ta wredna małpa mnie teraz popamięta.Roxy i ja chciałyśmy ją po prostu olać i iść do domu, ale nie ona musiała doprowadzić mnie do białej gorączki.
Kiedy przechodziłyśmy obok niej bez słowa, jej ego chyba tego nie wytrzymało, ona kocha być w centrum uwagi, więc jakoś musiała przykuć naszą.A co ten głupol jeden zrobił?? Ta dziewczyna chyba w ogóle nie używa swojego mózgu.!! Jeśli w ogóle go posiada.
Bez jakiegokolwiek zastanowienia rzuciła we mnie tym,co miała pod ręką,a raczej w ręce.Pech chciał,że oberwałam zimnym napojem.Zawartość kubka wylała mi się na wszystko: bluzkę, spodenki,włosy i buty. Z początku ja i Roxy byłyśmy oszołomione i nie wiedziałyśmy co się właściwie stało. Ale kiedy usłyszałam jej śmiech,to nie wytrzymałam.
No to Mel będzie wściekła - pomyślałam.
 Coś we mnie nagle pękło.Nikt nigdy mnie tak nie traktował,zawsze musi być ten pierwszy raz. Dziewczyna nie wie z kim zadziera.
Nie pozwolę jej mnie tak upokarzać,jak żaden szanujący się wampir,okey pół-wampir też. Czasami się zapominam i mówię o sobie jako o normalnym wampirze,takie przyzwyczajenie.
Bez namysłu rzuciłam się w jej stronę,jednak powstrzymała mnie moja towarzyszka.Dzięki jej wampirzemu refleksowi i sile ta blond lala ma jeszcze włosy na ten durnej łepetynie.Ale ten uśmieszek zaraz zniknie z jej buźki.
-Powaliło cię?!! - Krzyknęłam na nią.
-Mnie? Nie trzeba było tutaj przyłazić i plątać się pod nogami normalnych ludzi. To przez przypadek się haha wylało. - Odpowiedziała i zaczęła się ze mnie naśmiewać. A ja cały czas szamotałam się z Rox,której uścisk nada był bardzo mocny. Wiedziałam,że robi dobrze,zatrzymując mnie,ale miałam taką ogromną ochotę coś zrobić tej farbowanej blondynce.Skąd się biorą tacy ludzie?
-Przez przypadek to moja pieść może naraz wylądować na twojej twarzy blondi. Na twoje nieszczęście moi kochani braciszkowie nauczyli mnie jak komuś porządnie dowalić. Widzę,że bardzo chcesz zobaczyć efekty naszej ciężkiej pracy.- Widocznie moje słowa nie zrobiły na niej większego wrażenia. Cały czas uśmiechała się i gadała bez ładu i składu.
Kiedy kłóciłam się z Emilly,nie zwracałam uwagi na nic innego i to był błąd.Moja rodzinka zawsze mnie uczyła,że nie ważne co by się działo,muszę zachować czujność. W tej chwili liczyło się dla mnie tylko to,aby wydostać się z uścisku Roxy i dokopać Emilly tak,jak uczył mnie Lucas.Wiem,wiem ataki te miały być przeznaczone dla atakującego mnie w przyszłości wampira,ale dla niej mogę zrobić mały wyjątek :)
Roxy cały czas szeptała mi,żebym się uspokoiła,ale ja nie słyszałam, nawet nie chciałam słuchać tego co mówiła. Sytuacja robiła się na prawdę poważna,ponieważ powoli traciłam nad sobą resztki opanowania i moja wampirza natura brała nade mną górę.
Nie wiem jakby to się skończyło,gdyby nie nowi przybysze.Nagle obok nas pojawiła się...
-Bella-Szepnęła Roxy. Jak za sprawą magicznej różdżki uspokoiłam się.Przestałam krzyczeć i warczeć,a nawet nie byłam świadoma,że to robię. Już nie szamotałam się,ale moja przyjaciółka wciąż trzymała mnie za ramię,tak na wszelki wypadek.
-Roxy,Nessie mogę się dowiedzieć co tutaj się wyprawia? Słychać was,aż na końcu ulicy.- Powiedziała Bella stanowczym tonem. Kiedy chciałam zacząć się tłumaczyć mamie,wyprzedziła mnie tleniona czupryna(czytaj Emilly).
-O hej Bells. -Powiedziała słodziutkim tonem. Od kiedy ona tak zwraca się do mojej mamy?Ledwo się znają.- Jak fajnie cię widzieć,nic się nie stało. Taki mały wypadek,jestem czasem taka niezdarna.
-Nie no aktorką to ona jest niezłą. Rodzice muszą być z niej dumni.-Pomyślałam.
-Nessie jesteś cała mokra i kleisz się od tego soku.Chodź pójdziemy do domu, bo się przeziębisz.Roxy twój brat też się zaczyna niepokoić gdzie jesteś.- Bella totalnie zignorowała Emilly,nawet na nią nie spojrzała. Moja krew :) A tak apropo. Przykrywka rodzinki Reynolds jest taka,że Jeremy jest starszym bratem Rox i robi za jej prawnego opiekuna po śmierci ich rodziców w wypadku samochodowym. Hayley jest jego narzeczoną i mieszka z nimi. Przeprowadzili się tutaj,chcąc uniknąć traumatycznych wspomnień.
-Straciłyśmy trochę poczucie czasu,nadal są u was?-Powiedziała Roxy.
-Tak są nie mogą się nagadać z Sophią, mama znajduje cały czas nowe tematy do rozmowy. - Powiedziała, a potem spojrzała się morderczym wzrokiem na Emilly. - A czy ty też nie powinnaś już jechać do domu?
-Taak, już będę się zmywać. To pa , widzimy się w szkole.- Szybko się zmyła z tym swoim uśmieszkiem.
-Niestety.- Powiedziałyśmy równo z Rox. Patrzyłyśmy się na odjeżdżającą blondi i wtedy dołączyła do nas jeszcze jedna osoba. Tego to nie przewidziałam. Niespodziewanie obok nas pojawił się Edward i zapytał się;
-Hej dziewczyny wszystko w porządku?
-E,taa spoko.- Tylko na tyle było mnie stać.Byłam w totalnym szoku,widząc go tutaj. CO ON TUTAJ ROBI Z MOJĄ MAMĄ? Okey wdech i wydech,opanuj się dziewczyno. Błagam Bells nie mogłaś mu tego powiedzieć. Starałam się nie pokazywać jak bardzo zdenerwowałam się na jego widok.Jest też możliwość,że pomyśli ,iż wciąż wściekam się na Emilly. Oby to była ta druga opcja. Popatrzyłam się pytającym wzrokiem na mamę.Tylko kiwnęła ramionami. Przez chwilę nikt nic nie mówił,zapanowała niezręczna cisza.
-Dobra dziewczyny idziemy do domu. - W końcu się odezwała mama.
-Odprowadzę was. - Zaproponował Edward.
-Nie dzięki Edwardzie,powinieneś też już wracać.
-Musimy chyba dokończyć naszą rozmowę.
-Nie mogę,muszę odprowadzić dziewczyny do domu.
-Wydaje mi się,że dadzą sobie radę same,są już duże,a po za tym to wampiry.
-Po 1 nie obchodzi mnie czy są duże,czy nie.Po 2 nie chcę dokańczać tej rozmowy,bynajmniej na razie. Po 3 jak zwykle zrobiłeś mi mętlik w głowie,zadowolony?
-Bells,proszę.-Błagał Edward.
-Eddie.
-Wiesz,że tego nie cierpię.-Skrzywił się.
-Tak wiem i radzę ci mnie posłuchać,bo napuszczę na ciebie Alice,albo gorzej moją siostrę Mellise.
-Uuu przerąbane. - Powiedziałam i wszyscy popatrzyli się na mnie.A ja odwróciłam wzrok i udałam,że wcale tego nie powiedziałam. Do tej pory ja i Roxy w ciszy obserwowałyśmy ich rozmowę, wiec może zapomnieli o nas?
-Jak chcesz,dam ci czas i złapię cię w szkole pasuje?
-Nie wiem,zobaczymy. Do widzenia Edwardzie.
-Do zobaczenia Bello,cześć Nessie i Roxy?
-Tak zgadza się. Cześć- Uśmiechnęła się Rox. A ten kiedy wyłapał jej imię?
-Narka Ed. - Powiedziałam na luzie. Dziwnie się czuje mówiąc tak do niego,ale wyraz jego twarzy jest bezcenny:) Uśmiechnął się i z wampirzą szybkością zniknął. Kiedy byłam pewna,że już nas nie usłyszy,powiedziałam.
-No,no co to ma być?Spacerki sobie urządzacie bez mojej zgody?Nie ładnie Bello,nie ładnie. Pamiętaj,że czeka cię spowiedź w domu,moja droga.- Skończyłam grozić jej palcem.a Roxy tylko się z nas śmiała.
-Spowiedź powiadasz?Nie wydaje mi się kochanie.Sama muszę to wszystko przemyśleć, dopiero sobie pogadamy. A po za tym wykład dostałam już od Sophi i Livii.
-To prawidłowo. - Powiedziałam z uśmiechem.
-Lepiej bój się powrotu do domu. - Powiedziała.
-Dlaczego? - Spytałam się chwilowo zdezorientowana,coś mnie ominęło? No po za schadzkami moich rodziców.
-Bo jak cię zobaczy Jenna i Mel to oszaleją. - Popatrzyłam się na siebie i przypomniałam to jakże miłe spotkanie z napojem Emilly.
-No to po mnie. -Skrzywiłam się.
-Nie będzie tak źle,prawda?-Zapytała się Roxy.
-Nie znasz chyba jeszcze kobiet z moje rodzinki,będzie gorzej,niż źle. - Zrobiłam przerażoną minę.
-HAHA - Roxy zaczęła śmiać się z mojej miny,a Bella.... Była chwilowo nie obecna myślami,ciekawe co jej naopowiadał Eddie. Niech no tylko uroni przez niego jedną łzę, to mnie popamięta.
-Dobra idziemy. - Ocknęła się i zakomunikowała Bells, a ja po drodze modliłam się o to,aby dziewczyn nie było w domu.


5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

W końcu!!! Nie mogłam się doczekać tego rozdziału! Super rozdział. Mam nadzieje że szybko napiszesz kolejny.

zuzka pisze...

Awwwww! Nareszcie! <3 Cudo. Naprawdę pisz dalej Kochana i częściej :*

Alex pisze...

Wiem,wiem długo mnie nie było,ale teraz trochę mam czasu i już pracuję nad kolejnym rozdziałem - zapewne niedługo będzie ;)
Pozdrawiam i Dziękuje za komentarze - przynajmniej wiem,że ktoś to czyta <3

Unknown pisze...

Twój blog jest świetny. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Fajnie by było gdybyś wprowadziła jakiegoś wampira, który jest zakochany w Belli oraz gdyby ona też była nim zainteresowana :)

Anonimowy pisze...

Niedługo! Już jest wrzesień!, mineły 3 miesiące! Domagam się następnego rozdziału! Jak nie to pójdę na policję i zgłoszę na ciebie że nie dodajesz rozdziału!.. CZEKAM!..!..
Bad girls